piątek, 17 marca 2017

Harry Potter i Przeklęte Dziecko - Woocash

"Harry Potter i Przeklęte Dziecko" - J. K. Rowling, Jack Thorne i inni

Pięć lat minęło, od kiedy w kinach pojawiła się ekranizacja "Insygniów Śmierci", a my pożegnaliśmy świat Harry'ego Pottera. Gorzkie to było rozstanie, szczególnie dla takich jak ja, dla których przygody młodego czarodzieja były ważną częścią dzieciństwa. Teraz, po latach, autorka postanowiła dać nam kontynuację, abyśmy mogli obudzić w sobie dziecko i przeżyć to jeszcze raz. Szlachetny zamiar miała pani Rowling, jednak dobrymi chęciami... wiadomo. 

Znacie to uczucie, kiedy drogi wasze i waszych przyjaciół się rozchodzą, a gdy ich spotykacie po dłuższym czasie okazują się być zupełnie innymi ludźmi i już ich praktycznie nie znacie? Podobnie jest z tą książką. 

Wracamy do Harry'ego, który jest urzędnikiem w Ministerstwie Magii, a także mężem i ojcem, zmagającym się już nie z siłami ciemności, a z trudami życia codziennego. Jego niezbyt ciepła relacja z synem Albusem owocuje nieodpowiedzialnymi eksperymentami młodego Pottera ze zmieniaczami czasu. Oczywiście, kiedy młodzi zaczynają broić, stara gwardia w składzie Harry-Ron-Hermiona-Draco (tak, ten Draco) musi wziąć sprawy w swoje ręce i jak za dawnych lat uratować świat. Brzmi to naprawdę fajnie, ale zapał powoli zmienia się z każdą stroną w lekkie rozczarowanie.

Po pierwsze, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy poszli na łatwiznę wydając scenariusz. Rowling mogła to równie dobrze przerobić na powieść, książka w formie dramatu, z podziałem na role, etc. moim zdaniem kompletnie nie pasuje do tej serii.

Drugim problemem są głupotki fabularne i postacie. Szczególnie niezbyt bystry, za to denerwujący Albus. Serio, Harry w jego wieku wykazywał się dość sporą inteligencją, był wszechstronnie utalentowany (chyba można tak powiedzieć) i pozostawał przy tym skromny. Natomiast Albus od początku mnie denerwował - "Mój ojciec jest taki zły, ma krew na rękach, cofnę się w czasie, żeby naprawić jego błędy, co się może stać". Nawiasem mówiąc, motyw braku zrozumienia między rodzicem a dzieckiem jest już dość mocno oklepany. Ron Weasley, który zawsze potrafił rozładować napięcie, miał ciekawe poczucie humoru, teraz stara się na siłę być Fredem i Georgem, co mu nie wychodzi. Rzuca na prawo i lewo rubaszne żarty w stylu grubego wujka z wąsem (chyba każdy ma takiego w rodzinie). No i perełka - czarny charakter. Nie będę się rozpisywać na jego temat, bo nie chcę zdradzić szczegółów fabuły, powiem tylko, że srogo się rozczarowałem.

Daję pięć gwiazdek, bo mimo wszystko nie żałuję, że przeczytałem tę kontynuację. Zajrzałem na chwilę do starych znajomych, wypiłem kufel kremowego piwa, powspominałem stare czasy i wyszedłem, tym razem bez żalu. Wizyta trwała krótko, bo książkę czyta się w parę godzin. Nie chcę zniechęcić fanów Pottera, przeczytajcie i sami oceńcie. Ja jednak nie zamierzam do tej części wracać. Dobrze przynajmniej, że zawsze mogę odświeżyć sobie poprzednie.

Woocash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz